374. „Małe kobietki”

Czytałam wcześniej serię „Ośmioro kuzynów” Louisy May Alcott, więc wiedziałam, że jej książki mają cudowny klimat, dlatego też musiałam w końcu przeczytać jej kultowe „Małe kobietki”. Od razu na wstępie powiem, że nie polecam wydania ze zdjęcia. Nie wiedziałam wcześniej o tym, a składa się ono z „Małych kobietek” i „Dobrych żon”, które są tam strasznie razem na siłę upchane. Jest dużo tekstu na stronie przez co strasznie opornie mi się czytało, mimo że historia mi się podobała. „Dobre żony” już sobie odpuściłam. Przeczytam je kiedyś w innym, osobnym wydaniu. 

Akcja książki dzieje się w XIX wieku w Stanach Zjednoczonych w realiach wojennych, chociaż tej wojny za bardzo tutaj nie czuć. Poznajemy cztery siostry March. Meg, Jo, Beth i Amy, a także ich najbliższych. Każda z sióstr jest w innym wieku i ma zupełnie inny charakter, ale łączy je ogromna miłość! Możemy tutaj śledzić ich przygody i doświadczenia życiowe, a przy okazji zobaczyć też jakie wnioski z nich wyciągają. 


Nie ma co ukrywać, jest to pozycja napisana w moralizatorskim tonie, chociaż w książce „Ośmioro kuzynów” dużo mocniej to odczuwałam. Sporo osób narzeka, że jest infantylna, ale ja jakoś tego nie odczułam. Poczułam za to ogromne ciepło bijące od tej książki! Autorka w świetny sposób potrafi pokazać relacje rodzinne. Małe kobietki się kochają, bardzo wspierają i wspólnie radzą sobie z wszelkimi trudnościami, jak nieobecność ojca czy brak pieniędzy. Dziewczyny zarażają też ogromnym entuzjazmem! Gdy się to czyta, to aż chciałoby się być piątą siostrą March! 


Była to dla mnie naprawdę przyjemna lektura. Nie jest wybitna. Nie trafiła głęboko do mojego serca, za to naprawdę umiliła mi czas, a takie książki też są mi potrzebne. Nie wiem tylko, czy nie odebrałabym jej lepiej, gdybym była jednak ciut młodsza.

Komentarze

  1. Po szale na tę starą już w sumie opowieść, i ja przeczytałam, żeby wiedzieć co i jak. Przyznam szczerze, że raczej stoję w obozie tych którzy nazywają tę historię infantylną. Może i ma ciepły klimat, ale jest tak do bólu...prosta? Moralizatorska? Że nie sięgnęłam już po inne książki z tego cyklu.
    Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

28. „Sztuka obsługi penisa”

107. „Związki - instrukcja obsługi”

46. „Złodziejka opowieści”